You are currently viewing So, you think you can manage the company? – 3 patologiczne zachowania w sukcesji

So, you think you can manage the company? – 3 patologiczne zachowania w sukcesji

Lekcje dojrzewania zawodowego nie są proste. Wielu z nas, sukcesorów, odrobiło również te bolesne. Oczywiście są też tacy, którzy wzrastali przy wspierających rodzicach-szefach umiejących dostrzec, a następnie wydobyć potencjał dziecka. Ale są to wyjątki potwierdzające regułę, a dowód anegdotyczny to żaden dowód. Dlatego dziś mam zamiar w pełni świadomie rozdrapać kilka ran i nie wykluczone, że posypię je solą. Gotowi?

Sukcesja nie jest prosta i będę powtarzać to do znudzenia. Istnieją przypadki sukcesji, które nie są tak ciężkie, ale to nigdy nie jest prosty proces. Zdarza się jednak, że przebieg sukcesji jest wybitnie niepomyślny. Wtedy możemy mówić o sytuacjach patologicznych. Możemy wyszczególnić 3 zjawiska na linii rodzic-dziecko, które absolutnie nie powinny mieć miejsca, jeżeli chcecie odnaleźć się w sukcesji.

1. WHY SO SERIOUS?

Zaczniemy powoli, klasycznie. Załóżmy, że pracujesz w firmie swoich rodziców od kilku lat. Masz obowiązki, które sumiennie wypełniasz, jesteś punktualny, uprzejmy i zaangażowany. Jednakowoż nie masz umowy „Dziecko, po co Ci umowa? Wiesz, ile ZUSu i podatków od tego wyjdzie?!” ani też stałej kwoty czy daty wypłaty. Dostajesz od rodzica kieszonkowe, o względnej wartości uzależnionej od widzimisię płacącego.

Na prośby, by to uporządkować, rodzic reaguje urażeniem, bo przecież „Mieszkasz z nami. Za nic nie musisz płacić. Auto masz w leasingu i generalnie masz lepiej niż Twoi rówieśnicy, więc po co tu cokolwiek zmieniać i porządkować? Przecież to wszystko i tak kiedyś będzie Twoje”.

Powiedz stop zależności finansowej! Zawsze, gdy o tym rozmawiam z sukcesorami z tyłu głowy mam kobiety (niepracujące na etacie, ale zapier%&@*^#* w domu), które godzą się, aby pracujący na etacie mąż wydzielał im kieszonkowe i kontrolował poprzez walutę. BRRR!

2. RÓWNI I RÓWNIEJSI

Nabieramy tempa. Czas na sytuację mocno dyskusyjną – faworyzowanie jednego i/lub deprecjonowanie drugiego dziecka. Wielu z nas ma rodzeństwo. Zazdroszczę tym, którzy mają wielką, niezniszczalną sztamę ze swoimi braćmi i siostrami. Niestety większość ma hmm… coś na kształt cienkiej pajęczyny wiszącej nad budzącym się wulkanem. Za wiele z tego nie sklecimy, a i niedużo potrzeba by całkiem ją zerwać.

Anyways – rodzic alfa ma tendencję do wspierania i rozwijania dziecka, które się z nim… zgadza! O tak – silni liderzy bardzo często szukają następcy, który będzie kontynuował (najlepiej 1:1) dzieło ich życia. Bez wizji rewolucyjnych zmian czy też spektakularnych pivotów modelu biznesowego. W ogóle to najlepiej jakby nie używał tak skomplikowanych sformułowań, bo co to w ogóle za zwyczaje i nowomowa?

Także wszystkim sukcesorom-rewolucjonistom-orędownikom zmian szczerze współczuję niezrozumienia we własnym mateczniku. Pamiętajcie – nie zróbcie tego swoim dzieciom!

3. BĘDZIE JAK JA MÓWIĘ

Zakończymy z przytupem i dotkniemy bardzo czułej struny – podkreślania kto tu rządzi. Znacie to? Jesteście na spotkaniu z nowym partnerem biznesowym, wszystko idzie gładko i względnie przyjemnie. Aż w pewnym momencie pada pytanie, na które merytorycznie odpowiadacie i czekacie na aprobatę ze strony rodzica. Ta jednak nie nadchodzi. Ba, rodzic ucisza Was gestem i kompletnie neguje całą wypowiedź. Dodatkowo pozwala sobie na komentarz w stylu „Moje dziecko jeszcze za mało wie o firmie, żeby móc wiedzieć” lub „Proszę wybaczyć mu/jej nadgorliwość, jeszcze dużo się musi nauczyć” czy też „Słuchaj dziecino, będzie tak, jak ja mówię, bo to wciąż moja firma”.

Do podobnych sytuacji dochodzi również, gdy dostajesz jakiś zakres odpowiedzialności i chcesz podejmować samodzielne decyzje. Przykład? Proszę bardzo – nadszedł dzień, gdy zdecydowałeś o nowym wyglądzie formularza zamówień od klienta. Tygodniami ślęczałeś nad jego projektem, chciałeś, aby usprawnił pracę wielu osób i zapewnił możliwie najlepszą komunikację. W końcu ogłosiłeś go zespołowi. Niestety jedna osoba nie podzielała Twojego optymizmu „Zmiany, zmiany… Po co to komu? Stary był dobry – przyzwyczaiłem się” i poszła z tym do szefa. Szef ufa tej osobie, jest w firmie od początku. Co więc robi? Bierze jej stronę i chwilę po twoim sukcesie postanawia wrócić do starego formularza. Bo dobry, bo sprawdzony, bo ludzie chcą na nim pracować. I cała reszta Bo.

Niestety w wielu przypadkach proces sukcesji to walka o władzę. A od tego czy będzie to intelektualnie stymulująca partia szachów, czy naparzanka w klatce zależą dalsze losy Twoje, Twojej rodziny oraz Waszej firmy.

Proszę – zrozumcie mnie dobrze. Wierzę, że rodzina to najważniejsze co mamy, ale wiem też, ile bólu możemy zaznać od najbliższych. Dotykanie tak trudnych spraw wymaga lekkiej formy, bo dla wielu rany są wciąż bolesne.

*przy pisaniu tego materiału nie ucierpiały żadne rodziny 🙂 no może tylko trochę – pewnie gdzieś pojawiły się łzy czy krzyki, ale – co nas nie zabije to nas wzmocni – jak mawia klasyk.