O mnie
Jestem Ewelina Pisarczyk zd. Kosińska i jestem sukcesorką w firmie rodzinnej.
Ale zacznijmy od początku….
Urodziłam się w niedzielę 1 listopada (jak mój idol – frontmen RHCP Anthony K.) co jest nie bez znaczenia dla mojej tożsamości. Pierwszą część życia spędziłam na narzekaniu, że dzień moich urodzin wypada wtedy, gdy wszyscy jeżdżą na groby, a ja nie mogąc uczcić tego dnia w sposób odpowiedni również uderzałam w żałobne nuty. Mój los odmienił się, gdy moja Ukochana Babcia Danusia powiedziała coś w stylu: „Dziecko czym ty się martwisz? Przecież 1 listopada to szczęśliwy dzień, nie to co 2 – bo to Zaduszki. A tak, jak inni mają po jednym świętym patronie, ty w tym czasie masz ich WSZYSTKICH po swojej stronie”! W ten oto sposób po raz pierwszy w życiu zrozumiałam, że punkt widzenia zależy od perspektywy z jakiej patrzymy na poszczególne wydarzenia, które stają się naszym życiowym udziałem. Z tego miejsca pozdrawiam wszystkich urodzonych 2 listopada i wierzę, że też mieliście lub macie kochającą Was babcię, która jest w stanie nagiąć trochę rzeczywistość by rozweselić wnuczęta!
Z kolei drugą połowę spędziłam jako dziecię w firmie rodzinnej, założonej przez mojego Tatę 22 lata temu. Moje początki w firmie ograniczały się do obecności tamże, gdy rodzice musieli coś załatwić a ze mną i bratem nie mieli co zrobić. Stąd też długi czas po moich nastoletnich wizytach (i kilku fakultetach) pracownicy wspominają jak mnie pierwszy raz ujrzeli i np. jakie śmieszne miałam wtedy różowe spodnie rybaczki (to akurat fakt, od dziecka byłam ikoną stylu). Niewinne wizyty zaraz po maturze zamieniły się w regularną pracę, przerywaną jedynie na podjęcie nauki, a moja praca z czasem przeradzała się a to w pasję, a to w obsesję, zależy na jakim akurat etapie życia byłam i który kamień na ścieżce samoświadomości udeptywałam. Generalnie przez blisko 15 lat mojej kariery zaliczałam panoramiczne górki (rzadziej) i wszelkie załamania względem poziomu morza (częściej). Moja, a właściwie nasza droga po osi przedsiębiorczości rodzinnej nie była ani łatwa, ani przyjemna, choć zawsze istnieje pokusa, aby siedzieć cicho i nie kalać połaci zwanej „gniazdem rodzinnym” i ominąć co boleśniejsze kawałki. Ja się tej pokusie oprę (może to będzie w końcu ta pokusa, której dam radę (!)) i będę z Wami tu i wszędzie szczera, teraz i zawsze. Zapraszam do mojej bajki, w której mam nadzieję jest coś jeszcze poza happy end’emJ