Mówienie o miłości wydaje się proste… Kochać, i tylko to, nic więcej. – Absolutnie się z tym nie zgadzam!
Miłość jest tematem niezwykle obszernym, przypominającym szeroką i długą rzekę. Nie będę tutaj zagłębiała się w aspekty filozoficzne czy romantyczne, skupię się natomiast na roli, jaką związki (świadomie unikam słowa miłość, ponieważ często te dwa pojęcia niewiele mają ze sobą wspólnego) odgrywają w rodzinnych przedsiębiorstwach oraz w procesie sukcesji.
Aby zrozumieć rolę małżeństwa w kontekście firm rodzinnych, musimy cofnąć się co najmniej kilka wieków wstecz, do czasów, gdy głównym celem związku między dwojgiem ludzi było połączenie ich rodów. Małżonkowie nie musieli się kochać, lubić, ani nawet szanować. Ich zadaniem było poświęcenie się dla związku, który miał zapewnić ich rodzinom władzę, bogactwo i uznanie (im większe rody, tym istotniejsze były właściwe decyzje w tym zakresie). Co ciekawe, często małżonkowie nie mieli wobec siebie żadnych oczekiwań emocjonalnych czy fizycznych. Dla reputacji rodów lepiej było, aby opowieści o ich rozwiązłości nie były popularniejsze niż te o ich dziedziczonej wielkości. I to wystarczało. Z czasem instytucja małżeństwa rozprzestrzeniła się na inne grupy społeczne, stając się, pod silnym wpływem Kościoła, czymś, o czym marzy się od najmłodszych lat – „jak do tego doszło? Nie wiem!” – cytując klasyka.
Ten wątek jest szczególnie istotny w kontekście firm rodzinnych, gdzie rodziny, które je założyły i prowadzą, przypominają klany zainteresowane przyszłością swojego dorobku. Nie chcą, by ich życiowe dzieło przypadkowo trafiło w nieodpowiednie ręce – na przykład do chciwej synowej czy leniwego zięcia. Tym bardziej ingerują w życie uczuciowe swoich dzieci, odradzając, zniechęcając, a nawet stosując szantaż, gdy ich pociechy wiążą się z osobami, które, ich zdaniem, mogą stanowić zagrożenie lub nie będą w stanie odnaleźć się w rodzinno-firmowej rzeczywistości. Powyższa sytuacja mogłaby być świetną podstawą dla popularnego romansu, z tytułami takimi jak RODZINA NA DRODZE DO MIŁOŚCI czy WBREW ZAŁOŻENIOM OJCÓW. Jednak w rzeczywistości, sukcesorzy często napotykają na takie trudności.
Najczęstsze problemy związane ze znalezieniem partnera lub utrzymaniem relacji można zgrupować w następujące kategorie:
- Nikt nie jest godzien!
Spotykamy się tutaj z klasycznym przypadkiem manii wielkości. Rodzina jest silna i wpływowa, a potencjalni partnerzy są dobierani spośród osób o równie wysokim lub wyższym statusie. Mezaliansy nie wchodzą w grę, chyba że chodzi o romanse poza związkiem – co nikogo nie dziwi.
- Nikt się nie nadaje!
W tych rodzinach panuje mocno zakorzeniony etos ciężkiej pracy. Potencjalni partnerzy muszą wykazywać się tężyzną fizyczną i aktywnością, podczas gdy potencjalne partnerki powinny zajmować się domem i dziećmi, jednocześnie wspierając męża w jego pracy. Nie ma miejsca dla osób o delikatniejszej naturze.
- Wszyscy chcą nas okraść i wykorzystać!
Ta kategoria znacząco zawęża grono potencjalnych partnerów, gdyż świat postrzegany jest jako zły, a ludzie jako zazdrośni i podli. Każdy kandydat jest domyślnie uznawany za naciągacza lub karierowiczkę.
Te ekstremalne przykłady pokazują, jak rodziny ingerują już od wczesnych lat w sercowe wybory swoich sukcesorów, nieświadomie programując w nich system wartości, który staje się podstawą ich decyzji. Dla niektórych z nas znalezienie miłości i uzyskanie jej akceptacji w rodzinie bywa wyzwaniem. Niektóre z nas, sukcesorki, musiałyśmy zrezygnować z firmy lub rodziny, gdy postawiłyśmy na nieodpowiednią osobę. Jest to smutne, ponieważ dotyka jednej z najgłębszych ludzkich potrzeb – potrzeby przynależności. Pragniemy być w relacji romantycznej, ale równie mocno chcemy być akceptowane przez rodzinę, co nie zawsze jest możliwe bez konfliktów lub dezaprobaty bliskich.