You are currently viewing Co wspólnego ze staropanieństwem ma sukcesja?

Co wspólnego ze staropanieństwem ma sukcesja?

Przychodzisz do firmy jako potomek swoich rodziców. Poznajesz procesy, starasz się je usprawnić, sięgając do głębokich rezerw kreatywności i zapału, a w odpowiedzi otrzymujesz minimalne zaangażowanie. Znasz to? W takim razie uzbrój się w cierpliwość, bo nie prędko się to zmieni.

Młodzieńczy zapał to pożądana cecha przedsiębiorcy. Masz energię do działania i chęć zmiany świata w lepsze miejsce. Wchodząc do firmy rodzinnej, jesteś właśnie takim przedsiębiorcą. Tryskasz energią i ze wszystkich sił starasz się zrobić na wszystkich dobre wrażenie. Pokazujesz się z najlepszej strony, wkładasz mnóstwo wysiłku w nawet najprostsze zadania. Pomysły pojawiają się jak z kapelusza. Gdzie nie zajrzysz, tam coś usprawnisz, a Twoje wysiłki podsycają rodzice – staraj się tak dalejprzecież kiedyś Ty tu będziesz rządził, więc dbaj jak o swoje. Jednak za tym nie idzie nic konkretnego.

Bez rezultatów

Pamiętasz Twój początkowy entuzjazm? Już go nie ma. Opadł do przeciętnego poziomu. Widzisz, że większość Twoich pomysłów nie jest wdrażana. Napotykasz na opór pracowników, którzy przyzwyczajeni do stylu działania rodzica, dają Ci pierwsze pstryczki w nos. Szef (czytaj rodzic) robi to inaczejSzef mi zawsze pozwalał na to i tamto! Zaczynasz być sfrustrowany, ponieważ czujesz, że Twoje wysiłki są próżne w zderzeniu ze statusem quo panującym w organizacji. Powoli uświadamiasz sobie, że tak naprawdę początkowe obietnice trzeba wziąć w nawias i nie prędko firma będzie rzeczywiście Twoja. A lata lecą…

Staropanieńska sukcesja

Dlaczego uważam, że sukcesja i staropanieństwo mają wiele wspólnego? Ponieważ wejście do firmy przypomina wejście do gry w obszarze związków damsko-męskich. Pokazujemy się z najlepszej strony, bardzo się staramy zaimponować potencjalnemu partnerowi, stajemy się najlepszą wersją siebie.

Początkowy entuzjazm przeradza się we frustrację, gdy nikt konkretny lub nikt na stałe nie chce związać z nami niteczki swojego życia. Potem jest już tylko gorzej – mając 40 lub 50 lat zaczynamy wątpić, że nasze największe marzenie się spełni. Zupełnie jak wątpią sukcesorzy pracujący w firmach kolejny rok, a nawet kolejna dekadę (sic!) – wciąż bez realnej władzy i odpowiedzialności za rodzinny biznes. Dlaczego? Ponieważ rodzic nie wyobraża sobie dla siebie innego życia i za nic nie odda steru w ręce dziecka. Ale to tym więcej w kolejnej odsłonie…